Rok 2015 był bardzo zwariowany, niesamowity w różne wydarzenia. Niestety nie był to rok obfitujący w rozwój pracy, natomiast był bardzo bogaty w wydarzenia.
Jak już wspomniałam w poprzednim wpisie w tym roku odszedł na zawsze założyciel galerii Gabelek, zamknął się pewien etap. JA żegnałam go z wielkim żalem będąc wysoko w ciąży. W tym roku jeśli chodzi o moją twórczość bardzo się ograniczyłam i po zamknięciu Gabelka wiedziałam, że muszę również poszukać innego miejsca gdzie będę mogła pokazywać i sprzedawać swoje prace. Nie miałam już czasu na jarmarki i festyny, rodzina była dla mnie najważniejsza.
Długo czekaliśmy na to dziecko i ciąża nie była lekka więc i ja musiałam troszeczkę zwolnić i zadbać o siebie. Nie mniej jednak strasznie tęskniłam za wypalaniem. Gdzieś i tak mimowolnie powstawał chociaż jakiś zegar, mała skrzyneczka czy pudełeczko. Jeśli nie wypalone to chociaż malowane akrylami. Co prawda był to rok bogaty w prezenty, takie prosto od serca.
Cały czas podświadomie poszukiwałam siebie. W tym roku zdecydowanie nie byłam rękodzielnikiem tylko żoną i matką. Zdecydowanie więcej czasu poświęciłam moim najbliższym. Kiedy przyszedł czas na rozwiązanie oboje o mało nie przypłaciliśmy tego życiem. Wtedy poczułam, że powinnam poświęcić więcej czasu rodzinie. W końcu mama jest rok na URLOPIE „wypoczywa” to może więcej czasu poświęcić dzieciom. Z natury jednak najwidoczniej jestem bardzo niespokojną duszą bo kiedy mąż szedł do pracy a córki do szkoły, maleństwo spało albo zajmowało się same sobą JA cały czas szukałam co ja mogę robić (tworzyć) przy małym dziecku. Nie umiem z pełnej aktywności w pracy zawodowej i twórczej przełączyć się tylko na bycie mamą. Przecież nie będę szlifować czy wypalać przy maleństwie! Nie potrafię być tylko mamą, taką która poświęca cale 100 % czasu dla dzieci i rodziny. Całą sobą czułam potrzebę tworzenia.
A może spróbować szycia?
Pomyślałam, że przy dziecku mogę odkurzyć moją maszynę do szycia i zacznę szyć maskotki. To nie było by takie niemądre w końcu z wykształcenia jestem krawcem! Jak się okazało z wykształcenia owszem, lecz nie pałam jednak miłością do szycia. Jak się szybko okazało już nie. Kiedyś to lubiłam, podobało mi się dłubanie w materiałach łączyć je i zachwycać się efektem końcowym.
Nie mniej jednak postanowiłam spróbować. Zaopatrzyłam się w materiały, odkurzyłam maszynę do szycia i wydawałoby się, że rozpoczęłam szycie ale to nie takie proste jak nie czuje się do tego miłości i pasji. Powstało kilka koślawych maskotek z których początkowo po latach „nieszycia” byłam zadowolona (ale do dumy było jeszcze daleko) ale na tym koniec. Nie czułam w tym pasji i chęć do szycia szybko minęła. Dalej byłam w punkcie wyjścia …