Cześć mam na imię Magda i jestem zwariowaną mamą trójki dzieci i żoną od ponad nastu lat …. Bla, bla, bla nie to nie będzie kolejny blog o domu, życiu i wychowywaniu dzieci. To co napisałam wcześniej wszystko się zgadza, ale trzeba dodać, że jestem także kobietą z pasją TAK i to właśnie o niej będzie ten blog. Tutaj znajdziecie historię tego jak to się stało, że zaczęłam wypalać w drewnie? I jakim „przypadkiem” również zaczęłam grawerować w szkle? Po krótkiej historii zapoznawczej będę chciała pokazywać aktualnie tworzone projekty, relacje z targów, jarmarków itp. a także nie zabraknie pewnych przemyśleń o pirografii (i nie tylko) co mi jeszcze ślina na język przyniesie i wiatr do myśli przywieje.
No to zaczynamy …
Dawno, dawno temu … żartowałam. Nie tak dawno temu czyli jakieś 10 lat temu cierpiałam na uporczywy nadmiar czasu 😉 (ponieważ straciłam pracę) siedziałam w internecie i szukałam w nim „szczęścia” dla zabicia czasu. I traf chciał, że owo szczęście znalazłam. Trafiłam na filmik instruktażowy w typie „DECOUPAGE krok po kroku” bardzo mnie to zaciekawiło i postanowiłam spróbować. Po krótkim instruktarzu mojej dobrej koleżanki (która również, zajmowała się tego rodzaju rękodziełem) postanowiłam zacząć działać. Zaopatrzona w farby, kleje, różnego rodzaju papiery ryżowe, serwetki i inne potrzebne do tego celu narzędzia postanowiłam działać 😉 Jak pomyślałam tak zrobiłam….
Krótki epizod z DECOUPAGE
Pierwsze powstawały butelki (bo tych przedmiotów do testów miałam najwięcej) i powiem nieskromnie były ładne. Każda jedna butelka wychodziła coraz bardziej dokładnie, coraz więcej detali, coraz więcej malowałam farbkami. Postanowiłam spróbować zadziałać na drewnie i tak powstały pierwsze decoupagowe skrzyneczki, pudełka i herbatnice.
Nagle dostałam olśnienia
Podczas pracy przy drewnianych upominkach przypomniałam sobie, że w domu moich rodziców leży dawno zapomniana „zabawka” z mojego dzieciństwa. Urządzenie którym pracowałam z pirografią jeszcze do niedawna. Radzicki pirograf marki UZOR-1. Przypomniały mi się wspaniałe chwile z moim tatą i starszym bratem kiedy razem wypalaliśmy na sklejce śmieszne wzorki. Już wtedy pamiętam, że bardzo lubiłam zapach palonego drewna.
Pierwsze palenia po latach
Z dzieciństwa pamiętam, że wypalanie w drewnie nie było trudne. Wydawało mi się, że wezmę to urządzenie w dłoń i reszta sama pójdzie…. Nic bardziej mylnego. Pierwsze prace rodziły się w prawdziwych bólach. Chciałam, żeby były dobre… I na tamtą chwilę takie były (ja byłam z nich taka dumna). Teraz patrzę na nie z perspektywy czasu i łapię się za głowę. Myśląc: SERIO BYŁAŚ Z NICH DUMNA?
Przez krótki czas decoupage i pirografia były moim hobby. Cudownie zapełniały mi czas, którego na tamtą chwilę (po mimo obowiązków jako mama (dwóch córek), żona, gospodyni domowa i studentka) miałam na prawdę w nadmiarze. Nie wiem jak to się wtedy działo. Czy może miałam jakiś magiczny chronometr, który spowalniał czas? Hmmm sama nie wiem. Nie mniej jednak tworzyłam na początku dla siebie, do szuflady aż spotkałam (dzięki prowadzeniu strony informacyjnej o moim mieście) dobrą duszę, która zaproponowała mi współpracę. Wspólne wyjazdy na jarmarki i festyny by się zareklamować i być może coś sprzedać. To był cudowny czas, ale o tym już kolejnym wpisie.
Ja miałam podobnie, wspomnienie z dzieciństwa kiedy brat wypalał wzorki na deskach. Niestety mi nie dali spróbować, a zawsze miałam taką wielką ochotę. Teraz nadrabiam 🙂